Zespół Górali Czadeckich „Dawidenka”
Rok przyznania nagrody:
2025
Kategoria:
Kategoria VI: Zespoły folklorystyczne
Wielopokoleniowa grupa odtwarzająca pieśni, tańce i stroje górali czadeckich przesiedlonych z Bukowiny; zaliczany do czołowych zespołów folklorystycznych województwa dolnośląskiego
Gaworzyce, Górale Czadeccy, woj. dolnośląskie
Nazwa Zespołu Górali Czadeckich „Dawidenka” z Koźlic na Dolnym Śląsku pochodzi od tańca wykonywanego zwyczajowo w Tereblaczu na Bukowinie w okresie wczesnowiosennym. Zaobserwowany kiedyś w nieodległej wiosce Dawideny spodobał się tak bardzo, że postanowiono przejąć go do swojej tradycji i tańczono go zwykle wtedy, kiedy schodziły śniegi. Gdy powstawał Zespół, o jego nazwie zdecydował sentyment do minionej, bukowińskiej przeszłości. Spotkania odbywały się w wielkiej chałupie, będącej największym pomieszczeniem w domostwie, gdzie nie sypiano. Zbierano się tam popołudniami, w miesiącach, gdy nie trwały roboty polowe. Przygotowywano wtedy poczęstunek i oddawano się wspólnej zabawie. Za każdy zagrany utwór muzykanci otrzymywali datki pieniężne od tańczących.
W bukowińskich wioskach zamieszkiwali przedstawiciele różnych narodowości. Obok Polaków nazywanych Mazurami byli Rusini określani mianem Rusnaków, Rumuni zwani Wołochami, a także Niemcy i Żydzi. W Tereblaczu funkcjonował polski sklep Husa, a życie kręciło się wokół pracy w polu i kościoła. W latach międzywojennych prowadzono edukację dzieci, ucząc je historii Polski i zasad ojczystego języka. Do dziś pamięta się przybyłą wtedy do wsi nauczycielkę z Krakowa, która uczyła polskie dzieci. Z pewnym zdziwieniem spotkała się jej decyzja o małżeństwie z Rumunem, ponieważ Polacy z Tereblacza zazwyczaj nie zawierali mieszanych związków małżeńskich.
Czas na Bukowinie zapamiętano jako okres ciężkiej pracy przy uprawie roli i karczowaniu leśnych ostępów, gorliwych modlitw i muzykowania, któremu oddawano się z wielką pasją. Podczas popołudniowych potańcówek melodie często się zmieniały, a układy taneczne chętnie modyfikowano. Tańce, które pamiętano jeszcze z rodzinnych wsi w Galicji, położonych nieopodal Cieszyna, wykonywano zwykle w parach, zaś te nauczone już na Bukowinie tańczono przeważnie po linii koła. Tradycje w wielonarodowej społeczności przenikały się i ulegały zapożyczeniom. Dotyczyło to także stroju i melodii, które traktowano jako wartość wspólną. Święta obchodzono również razem, odwiedzając się po sąsiedzku przy okazji uroczystości katolickich, prawosławnych i grekokatolickich.
Światem tym wstrząsnęły wydarzenia drugiej wojny światowej, kiedy nagle wyjechali Niemcy, przesiedleni do Generalnej Guberni w miejsce rugowanych stamtąd Polaków. Nastał czas dramatów, narodowych antagonizmów i zniszczeń. Gdy dobiegł końca, zaistniała okoliczność dobrowolnego przesiedlenia do Polski. Władze Rumunii nie przynaglały do tej decyzji. Na krok ten zdecydowali się w Tereblaczu głównie ludzie młodzi z wielodzietnych rodzin, których możliwości dziedziczenia mogły okazać się ograniczone. Dla odważniejszych okazja taka otwierała szersze perspektywy. Nie wszyscy się na to zdecydowali. Wielu pozostało, a ich potomkowie do dziś gospodarują na Bukowinie, goszcząc czasem krewnych z Polski.
W grudniu 1945 roku wychodźcy z Tereblacza dotarli na teren obecnego województwa lubuskiego. Wysiedli w Żaganiu, ponieważ dostrzeżono tam wielki stóg siana i słomy, który mógł służyć wyżywieniu zwierząt. Lokomotywa stanęła i mężczyźni poszli do pobliskiego lasu z siekierami naciąć drewna na opał. Relacje o tej podróży do dziś są żywe we wspomnieniach. Pamięta się o bliskich zmarłych w trakcie podróży na tyfus, których pogrzebano podczas postojów. Na stacji w Kłobuczynie wszyscy wysiedli, by ostatecznie dotrzeć do dzisiejszej wioski Koźlice w dolnośląskiej gminie Gaworzyce. Na miejscu zastali Niemców, z którymi aż do marca 1946 roku zamieszkiwali wspólnie w objętych w posiadanie ich gospodarstwach. Stosunki układały się pozytywnie. Cechowała je wzajemna życzliwość i zrozumienie trudnej sytuacji, w której znaleźli się jedni i drudzy. Kierowniczka Zespołu „Dawidenka” – Emilia Maślak pamięta, jak wołano Niemca na obiad: „Josef komm essen!”. Dzielono się z nimi pożywieniem jak z członkami własnej rodziny. Z czasem Niemcy wyjechali i w wiosce zostali sami Polacy przybyli z różnych regionów przedwojennej Polski. Zarówno język, jak i przywiezione bukowińskie stroje dziwiły sąsiadów. Zrazu wyśmiewano wzajemne odmienności. Jak wspominają potomkowie bukowińskich górali, przykre było posądzanie ich, że są Rumunami. Żartowano z dzieci w szkołach, gdy mówiły „ptaszek frywie” zamiast „leci”. Odświętne, bogato haftowane stroje schowano głęboko do skrzyń i poniemieckich szaf. Wiele dekad minęło, zanim zdecydowali się je wyciągnąć i publicznie w nich się pokazywać.
Z bukowińskich tradycji pozostało do dziś przywiązanie do dawnych potraw. Są nadal spożywane na co dzień i przy okazji tradycyjnych świąt. Powszechna jest potrawa z kukurydzy – mamałyga. Na Wigilię podaje się odwieczną pszeniczkę, czyli kutię, gołąbki zawijane w zakiszane liście kapusty. Zapustne pączki zwie się pampuszkami. Na wielkanocnym stole pojawiają się drożdżowe bułeczki z nadzieniem makowym lub serowym, a także paska, będąca rodzajem niezbyt słodkiej babki.
W dzień Wigilii mali chłopcy zaopatrzeni w gałązki wiśniowe obchodzili domostwa, winszując szczęścia i dobrych plonów. Otrzymywali za to orzechy i jabłka. Aby odwiedzić wszystkich we wsi, musieli zejść się wcześnie do dnia. Dopiero po nich przychodzili z życzeniami gazdowie. Ci śpiewali kolędy i składali życzenia. Zwyczajowo częstowano ich goriałką, czyli po bukowińsku wódką. W domach pod sufitem wieszano połaźniczkę ozdabianą orzechami, jabłuszkami, ozdobami wycinanymi z opłatka i paskami z kolorowej bibułki. Większość tradycji wyniesionych z Tereblacza przetrwała do dziś, nawet tańce wykonywane niegdyś w wielkiej chałupie. W jej miejsce jest to teraz większe pomieszczenie udostępniane we wsi, gdzie schodzą się młodzi i starsi, by z zapałem zatańczyć nieznane gdzie indziej w okolicy tańce: kosę, sztajera, polkę grożoną, podbijankę, trupacykę lub syrbę. Przygrywają im muzykanci na skrzypcach, bębnie i harmonii guzikówce. Z biegiem lat zróżnicowana społeczność dolnośląska przywykła do akceptowania różnic kulturowych swych sąsiadów. Budzą one obecnie raczej zaciekawienie, aniżeli – jak ongiś – ostracyzm.
Mimo osiemdziesięciu lat minionych od przyjazdu dziadków z Bukowiny pamięta się stare pieśni miłosne, sieroce, żartobliwe, weselne i pogrzebowe. Każda okazja w życiu miała swoje pieśni – i ta odświętna, i codzienna. Nadal można tu usłyszeć dawne ballady, a nawet pamiętające Wielką Wojnę pieśni rekruckie. Z tych ostatnich szczególnie lubiana jest „Cinka koszulinka” o koszuli wyhaftowanej przez dziewczynę, ofiarowanej wziętemu w rekruty chłopakowi, który pragnie, aby dano mu ją „do jamy”, czyli grobu, gdyby zginął. Podobnej treści jest inna rekrucka pieśń „Tam w Kaczykach kościółek…”. Obie pełne są nostalgii i tęsknoty za bliskimi w obliczu wojny i niepewności losów.
Do rumuńskiego Tereblacza czasem wyjeżdżają młodzi z bukowińskich rodzin, by poznać krainę pochodzenia dziadków. Chodzą ich ścieżkami i próbują objąć wyobraźnią ogrom przebytych przez nich ongiś dróg. Wioski dziadka Emilii Maślak – Nowego Owczyńca już nie ma. Zaorano ją po wyjeździe Polaków. Natomiast dom jej babci – Emilii Wiśniak w Tereblaczu ocalał do dziś…
Z tamtej rzeczywistości zostały do dziś dawne potrawy, stroje wyciągnięte ze schowków oraz pieśni i tańce, z którymi Zespół „Dawidenka” wyjeżdża z Koźlic na festiwale tradycji w kraju i za granicą. Zdobyli wyróżnienie na XXVIII Festiwalu Folkloru Górali Polskich w Żywcu, a także II nagrodę podczas Ogólnopolskiego Konkursu Tradycyjnego Tańca Ludowego w Rzeszowie w 2019 roku. Uczestniczyli również w prestiżowym Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym. Corocznie odbywają się rotacyjnie organizowane spotkania dawnych Bukowińczyków w Rumunii (Kimpolung Moldovenesc), w Polsce (Piła) i na Węgrzech (Bonyhad). Uczestniczą w nich czasem także potomkowie nielicznych, ocalałych Żydów. Wszyscy mają wtedy możliwość przy muzyce i śpiewie wspominać o dawnej, kulturowej wspólnocie narodów Bukowiny. Jej wyobrażenie wraz z upływem lat nabiera nieco kształtu coraz to bardziej mitycznej krainy z zamierzchłej przeszłości, o której realności zaświadczają jednak konkretne smaki, dźwięki i słowa, które dotrwały do dziś w przekazie pokoleń.
Henryk Dumin
Laureaci Nagrody 2025
- Janina Boroś
- Maria Chlastawa
- Beata Legierska
- Marta Walczak-Stasiowska
- Janina Pydo
- Zdzisław Kwapiński
- Franciszek Jesiak
- Franciszka Ogonowska
- Edward Henryk Cyfus
- Remigiusz Mazur-Hanaj
- Aldona Wojciechowska z domu Aleksa i Anastazja Sidor z domu Aleksa
- Kapela Ochodzita
- Zespół Górali Czadeckich „Dawidenka”
- Podhale Grupa Spiska z Jurgowa
- Zespół Regionalny „Zbójnicek” i „Mały Zbójnicek” z Zębu
- Limanowski Dom Kultury
- Śląski Związek Chórów i Orkiestr